szczęście to stan umysłu...


część 2

Minął wyznaczony czas. Nie bardzo miałam ochotę wydawać pieniędzy na kolejną wizytę, bo diagnozowanie już widziałam, a jego leczeniem nie byłam specjalnie zainteresowana. Ale tak się złożyło, że akurat w tym czasie coś zaczęłam się gorzej czuć. Nie za bardzo mogłam nic jeść, po każdym jedzeniu źle się czułam. Ograniczyłam swoją dietę i odżywiałam się samymi bardzo lekkostrawnymi potrawami, ale to mi w ogóle nie pomagało. Nie wiedziałam co mi jest, więc postanowiłam, że pójdę do niego jeszcze raz.

 No i siedzę sobie spokojnie podczas kolejnej wizyty, przyglądam się jak facet na monitorze bada po kolei każdy mój organ. Wyszła jakaś tam minimalna poprawa, ale to mnie wcale nie pociesza, bo chcę wiedzieć co mi dolega. I tak jedzie po kolei aż doszedł do żołądka. I nagle szok! Pojawił się ciemny kolor. Zrobił powiększenie, sprawdził diagnozę i okazało się, że mam gronkowca złocistego żołądku. Facet skonsternowany, zachodzi w głowę co się mogło stać, przecież tego nie było przy pierwszym badaniu. A ja w tym momencie zrozumiałam dlaczego nie mogę ostatnio nic jeść i dlaczego tak się źle czuję.

Wizyta się skończyła, jego zalecenia i leki kompletnie mnie nie interesowały, bo wiedziałam, że tym razem to nie przelewki i muszę sprawą zająć się sama.

 Sytuacja nie wyglądała najlepiej, bo już od iluś tam dni wyłączałam ze swojej diety różne produkty i nie było żadnej poprawy, czułam się coraz gorzej. Zaczęłam więc szukać po Internecie na temat tego gronkowca, żeby się o nim coś więcej dowiedzieć i włosy zjeżyły mi się na głowie. Być może miałam pecha, ale akurat trafiłam na strony, gdzie opisywano przypadki chorobowe, które zakończyły się śmiercią pacjenta, mimo najlepszej opieki lekarskiej. Wiem już teraz jak czują się ludzie z widmem choroby śmiertelnej na horyzoncie. Pomyślałam sobie wtedy, że jak będę tak po kolei eliminować z diety te potrawy, które mi szkodzą, to nic mi już do jedzenia nie zostanie, ponieważ po wszystkim źle się czuję. No i czeka mnie śmierć głodowa, nie nagła ale za to spodziewana. Niezbyt mi się podobała taka perspektywa. Prawdę powiedziawszy byłam przerażona!

 Powiedziałam stanowczo „nie” takiemu rozwiązaniu. Postanowiłam zacząć działać. Ciekawe, że nawet przez moment nie przyszło mi do głowy, żeby pójść normalnie do lekarza. Takiej opcji w ogóle nie brałam pod uwagę. Widziałam wtedy tylko dwie możliwości: albo się sama wyleczę albo umrę z głodu.