szczęście to stan umysłu...


cuda się zdarzają cz. I

Ta niewiarygodna historia wydarzyła się gdy straciłam już wszelką nadzieję na wyleczenie córki. Wiem od lekarki, że tego typu problem ma więcej rodziców. Opisałam więc te wydarzenia z całą ich dramaturgią. Oto jak było...

- Mamo, boli mnie głowa. I brzuch też. - Moje dziecko prawie codziennie skarży się na takie bóle. Czuję jak serce ściska mi niewidzialna obręcz, a bezradność przytłacza do ziemi. Co robić, co robić? Postanawiam iść do lekarza. Zacznę od ogólnego, zobaczymy co powie.

- Co się dzieje? – Lekarka zadaje rutynowe pytanie. Zastanawiam się ile razy w życiu już je zadała, ale nie mam czasu na rozmyślania.

- Boli ją głowa i brzuch, prawie codziennie, a do tego jest osłabiona. Już nie wiem co mam robić.

- Trzeba zrobić badania – Pani doktor nie jest zbyt odkrywcza, ale to i tak lepsze niż gdyby działała w ciemno. Na co ja liczyłam? Że zdiagnozuje ją z tęczówki oka albo z wyglądu skóry? Zejdźmy na ziemię. Widzę, że jestem do niej uprzedzona, a może do lekarzy ogólnie i postanawiam współpracować na tyle na ile potrafię.

- Dobrze – mówię i czuję, że wstępuje we mnie iskierka nadziei.

- Zrobimy badania krwi, moczu, prześwietlenie głowy,  … - Lekarka zaczyna wymieniać całą listę, a mnie włącza się czerwona lampka już przy badaniu krwi. Jak mam to zrobić? Przecież ona nie pozwoli wkłuć się do żyły…A może wystarczy z palca?

- A czy ta krew do badania będzie pobierana z żyły? – Pytam z nadzieją, że może zaprzeczy.

- Oczywiście, że tak, czemu pani pyta?

- A bo moja córka robi problemy w takich sytuacjach, mówiąc ściśle już raz nie udało się pielęgniarce pobrać jej krwi, mimo, że trzymało ją kilka osób. – Wyjaśniam przypominając sobie dantejską scenę, jaką wtedy urządziła używając w samoobronie czterech kończyn, paznokci (nie przypuszczałam, że przed pobieraniem krwi trzeba dziecku obciąć paznokcie), głowy, zębów, wrzasków (wtedy, kiedy nie używała zębów). Chyba nikt nie przypuszczał wtedy, że ta mała dziewczynka, wyglądająca jak aniołek, potrafi walczyć jak lwica w obronie małych.

- Jest taki prywatny gabinet, w którym robią badania pobierając krew z palca. Proszę, tu ma pani telefon. – Czuję jak tymi słowami zdejmuje mi ciężar z serca.

- Dziękuję bardzo.- Mówię i jestem jej naprawdę wdzięczna.

- Proszę przyjść z wynikami.

- Oczywiście. – Cieszę się, że przynajmniej coś zaczęło dziać się w tej sprawie. Może uda się to wyleczyć? Miejmy nadzieję.

*****

Pełna optymizmu postanawiam przygotować córkę do tego badania, jednak ona natychmiast wyprowadza mnie z błędu.

- Nie pozwolę pobrać sobie krwi. – Oświadcza, z pełną świadomością, że już raz jej się to udało.

- Ale to nie będzie z żyły. – Mówię, myśląc naiwnie, że to coś zmieni.

- Nie pozwolę i już.- Powtarza z jeszcze bardziej zaciętą miną. Zobaczymy, myślę sobie, ale nie mówię już tego na głos. Tamta sytuacja mnie też czegoś nauczyła. Tym razem nie masz żadnych szans. Co to znaczy, żeby nie móc pobrać dziecku krwi!!! Zaczynam się wkurzać. Czy ona musi mnie jeszcze dodatkowo denerwować? Mało mam problemu z tą jej chorobą???

***

Jestem w prywatnym gabinecie, który mi lekarka wskazała. Nie mogę powiedzieć, żebym była spokojna. Córka wydaje się być bardziej spokojna ode mnie. Pewnie myśli, że jej się znowu uda. Niedoczekanie!

***

Właśnie odebrałam wszystkie wyniki badań. O pobieraniu krwi nie ma co nawet wspominać. W końcu jak dwie kobiety trzymają małą dziewczynkę w żelaznym uścisku, a trzecia wykonuje badanie, które trwa jeden ułamek sekundy (bo ile może trwać ukłucie?) to wynik jest z góry przesądzony.
Z tych wyników niewiele wiem, jest ich tak dużo, no ale przecież to nie ja mam się na tym znać. Jesteśmy znowu w tym samym gabinecie, ta sama lekarka.

- Nie widzę tu nic niepokojącego. – Mówi oglądając wyniki badań.

- Jak to? Wyniki są w porządku??? – Pytam z niedowierzaniem. Wszystkiego się spodziewałam, tylko nie tego, że wyniki będą w porządku.

- Tak. Krew, mocz, prześwietlenia.

- No więc jaka może być przyczyna tych bólów głowy i brzucha?

- Wie pani, są takie dzieci, najczęściej są to chude niejadki, które często skarżą się na bóle głowy i brzucha. Żadne badania u nich nic nie wykazują. Nieznana jest przyczyna tych bólów.- Znowu żelazna obręcz zaciska się w moim wnętrzu. Cholera jasna, co mogę jeszcze zrobić? Co???

- Co mogłabym jeszcze zrobić? – Zadaję jednak to pytanie sądząc naiwnie, że ona coś wymyśli.

- Przepiszę jej witaminy, to powinno jej pomóc. – Akurat! Myślę sobie, a na głos:

- Dobrze, spróbuję jej podawać witaminy. –Mówię, a w głowie kłębią mi się myśli: Przecież jesteś lekarką!!! Powinnaś coś na to poradzić!!! Ja stąd wyjdę, więc dla ciebie problem z głowy. Ale ja z tym problemem zostanę!

Pójdę do innego lekarza. Oczywiście, że też na to od razu nie wpadłam. Przecież muszą w końcu dojść przyczyny tych bólów. Muszą…

***

Jestem po wizycie u innego lekarza. Rezultat ten sam. Badania ocenił tak samo, że wyszły dobrze, nie wie co jest. Załamać się można. Czego ich uczą na tych studiach??? Wiem, że jestem niesprawiedliwa, ale czuję się bezradna. Co robić? Kto mógłby mi pomóc? Przecież, do cholery, musi być jakaś przyczyna!

Wczoraj córka czekała na mnie w przedpokoju jak wychodziłyśmy z domu, może minutę lub dwie, tyle co ubierałam buty i płaszcz, a ona nie miała siły, żeby ustać na nogach i położyła się na podłodze w przedpokoju! Bo nie miała siły stać w ubraniu. Okropny widok. Innym razem ważyła swoją głowę na wadze łazienkowej, bo mówi że ma bardzo ciężką głowę i trudno jest jej ją nosić. Każde takie jej wyznanie przygnębia mnie jeszcze bardziej. Wyczerpałam już wszystkie swoje możliwości, chyba tylko cud może mi pomóc…